Wczoraj w końcu odwiedził mnie listonosz z moją paczuszką. Już się doczekać go nie mogłam. Zaczęłam już myśleć, że o mnie zapomniał. Ale jednak nie. Przyniósł moje długo wyczekiwane muliny. Najpierw radość a później długie i żmudne nawijanie 80 motków muliny na bobinki. Na samym końcu czekało mnie jednak najlepsze czyli mogłam spokojnie powrócić do haftowania słoneczników bez strachu, że braknie mi czegoś :)
Tu już nawinięte :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz